Warunek jak sobie
postawiłam (zważywszy na to, że najdroższe w Norwegii jest przemieszczanie
się) : jak najtaniej.
Zatem.
Zalogowałam się na moim dawno nieodwiedzanym profilu na couchsurfingu (dla
nieświadomych: przyjmowanie kogoś w domu na nocleg za free), znalazłam chłopaka
Polaka w dodatku w Oddzie, napisałam wiadomość i pozostało czekać. Akurat tego
dnia mieliśmy kitchen party. Dostaję wiadomość zwrotną, że z chęcią mnie
przyjmie! Cudownie! Zdzwoniliśmy i po lekkich problemach udało się, miałam
gdzie mieszkać w Oddzie. Przejazd początkowo był zaplanowany w dwie strony busem. Zatem samotną podróż czas zacząć! Bez nikogo. Ot co!
Dzień 1,
14.09.2012
Pobudka, godz.
5:00. Autobus odjeżdża 7:30. Nie ma to
jak mniej niż 5h snu. Wsiadłam. Hej przygodo! 208NOK bilet. Ahh zabolało. Ale cóż. Za
przygody trzeba płacić. W cenie przepłynięcie promem ;)
11:15- przyjazd do Oddy. Paweł nr 1 (tak tak, w historii pojawi się Paweł nr 2) mój host odebrał mnie z przystanku. Nie chcę mi się za bardzo opisywać Pawła- w skrócie: prosty chłopak o 1000 przygodach, uciekł z Polski, pracuje w hotelu w Tyssedal i również w nim mieszka. Dlatego, że nie mogłam tego dnia nocować w hotelu, wynalazł mi motel. Cudnie. Odnieśliśmy rzeczy. Paweł zapewniał mnie, że pójdziemy razem na Trolltungę, ale nie miał ani butów turystycznych, ani kurtki przeciwdeszczowej, ani plecaka. Nic! Poza tym wystawił swoich wcześniejszych couchsurferów i mimo to zapewniał mnie, że ze mną pójdzie. Niestety zaczęłam trochę w to powątpiewać.
11:15- przyjazd do Oddy. Paweł nr 1 (tak tak, w historii pojawi się Paweł nr 2) mój host odebrał mnie z przystanku. Nie chcę mi się za bardzo opisywać Pawła- w skrócie: prosty chłopak o 1000 przygodach, uciekł z Polski, pracuje w hotelu w Tyssedal i również w nim mieszka. Dlatego, że nie mogłam tego dnia nocować w hotelu, wynalazł mi motel. Cudnie. Odnieśliśmy rzeczy. Paweł zapewniał mnie, że pójdziemy razem na Trolltungę, ale nie miał ani butów turystycznych, ani kurtki przeciwdeszczowej, ani plecaka. Nic! Poza tym wystawił swoich wcześniejszych couchsurferów i mimo to zapewniał mnie, że ze mną pójdzie. Niestety zaczęłam trochę w to powątpiewać.
Pierwszym punktem
jaki sobie postawiłam za cel, to dojście do lodowca. Buer Glacier. Niestety nie
mogłam go eksplorować ze względu na brak profesjonalnego sprzętu i
przeszkolenia. Zatem samo dojście do niego mnie satysfakcjonowało.
Wyruszyliśmy w
podróż. Mnie zaczęło boleć kolano, deszcz lał niemiłosierny. Paweł- zero
ochrony przed nim. Wycieczka w dwie strony na niego miała wg planów zająć 3h.
Przeszliśmy kawałek ale jakoś widząc ogromną niechęć Pawła i jago brak przygotowania,
postanowiliśmy już na samym początku zawrócić. Wracając na trasie spotkaliśmy,
jak się okazało Pawła- Polaka mieszkającego w Anglii już 5 lat, skończył w
Polsce kształtowanie terenów zielonych Zlustrowałam
go, oho widać że chłopak wie co to turystyka. Spytałam się czy był już na
Trolltundze. Cud! Idzie również jutro! Chłopak spadł mi z nieba! Zatem mam z
kim iść jutro na tą koszmarnie długą wędrówkę (przewodniki podawały 8-10h w
obie strony). W wyniku krótkiej narady skończyło się tak, że znowu poszłam na
lodowiec, ale z Pawłem nr 2! Paweł nr 1 wrócił do Tyssedal, miał pracę na
23:00. Stwierdziłam, że jak teraz tam
nie pójdę, to nigdy tego nie zrobię! Zatem uparcie dążyłam do zrealizowania
całego mojego planu. Ok . 16:00 zaczęliśmy wędrówkę, 19:00 została skończona.
Warunki pogodowe bardzo kiepskie, cały czas padało. Jak zawsze ostrzegano przed
wejściem, że się wchodzi na własną odpowiedzialność. Czy dało się zabić?
Oczywiście. Śliskie kamienie, przechodzenie przez rwące strumienie z wodospadów,
gdzie zazwyczaj można było przejść spokojnie, wspinanie się po linach. Ale
jakie widoki! Kosmos!
Potem poszłam do
motelu. I mimo, że położyłam się spać o 22:00 to następnego dnia byłam
kompletnie niewyspana.
Tradycja turystyczna ustawiania piramid z kamyków. Ja swoją również wzniosłam, ale przy lodowcu!
Lodowiec:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz