niedziela, 2 września 2012

In the middle of nowhere in Norway.

Tak, tak mam taką samą nazwę posta co Hania, ale inaczej tego się nie da nazwać. ;)
Jak zawsze po imprezowych piątkach udaliśmy się na wycieczkę, tym razem do Askøy- mini wysepka koło Bergen. Oczywiście wszyscy w koło na pytanie o jakieś ładne miejsca w Askøy dziwili się, że tam podążamy. Pogoda nas również nie rozpieszczała, ale mimo wszystko wyruszyłyśmy. Droga była nie łatwa. Na początku nie wiedząc gdzie wysiąść (nikt nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie o podobno piękne plaże) postanowiłyśmy zrobić sobie wycieczkę objazdową busem i wysiąść na jednym z przystanków drogi powrotnej autobusu. Wysiadłyśmy, pytałyśmy, wsiadłyśmy i kolejny autobus. Kierowca wskazał nam podobno dobre miejsce wysiadki. Niestety. Helen poszła dopytać się na pętli innych kierowców autobusów. Kolejny z tego miejsca miał być dopiero za godzinę. Zatem na pieszo! Przeszłyśmy jakieś z 400 metrów i nagle podjeżdża autokar! Kierowca kazała nam wsiadać! Jak się okazało usyłyszał rozmowę Helen i postanowił nam pośpieszyć z pomocą! Niesamowite! Kierowca skrócił swój czas przerwy, wziął autokar specjalnie by nas podwieźć w nasze miejsce! I to za darmo! Niestety w drodze powrotnej nie miałyśmy już takiego szczęścia, opłata za bilet rzecz jasna była. Nie mniej, w jedną stronę za free! Ale bardzo ładne widoki, gdyby tylko było to bliżej...

A wcześniej odwiedziłyśmy jakiś festyn, nie mam pojęcia czego dotyczył, ale dostałyśmy marchewki! (Oszczędność ok 25 NOK na paczce!) ;)



W Norwegii bardzo dbają o naturę, zatem wszystkie skały mają coś na kształt wsporników. (zdjęcie z bliska i z daleka)



A tu nasz kierowca!








A poza tym to w autobusach nie ma przycisku stop na żądanie, tylko jest linka, by każdy pasażer nie musiał się przeciskać przez tłumy, tylko po prostu pociągnął sobie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz